Grójec z (nieproszoną) wizytą na Śląsku
Opublikowano: 23.11.2019 r.
Władza ludowa dała mętom społecznym umiejętność pisania. Zuckerberg miejsce, gdzie mogą to szlachetne rzemiosło uprawiać. Jednak, gdy dobry Bóg poskąpi rozumu a rodzina wychowania i kultury, konsekwencją może być jedynie epistolarna tragedia.
Mariusz Zarzycki, bo to ta gwiazda grójeckiej piśmiennej elity zagościła w niedzielne popołudnie na fejsbukowej grupie Śląsk – kupię – sprzedam… i tak dalej.
W mowie Rejów i Kochanowskich wyraził swą myśl:
„Same kurwa debile. Przerażające”
dość udatnie, choć nie w pełni, sam siebie opisując. Zapewne tuż po tym jak grójeckie jabłko spadło mu na głowę.
Jako że to obcowanie z polską kulturą i polskim językiem stało się, co tu dużo mówić, uciążliwe, zwróciłam na to uwagę:
„To jeszcze ujdzie żeś Pan debilem. Ale to że chamem, to już przesada. Zmień Pan język lub towarzystwo na grójeckie”.
Niestety, rekomendacji tej grójecki cham nie przyjął.
I odpisał po grójecku:
„ssij”.
Ponowiłam, w sposób zdecydowany, propozycję zmiany miejsca, w którym jegomość mógłby ze zrozumieniem, może i z uznaniem, kontynuować wynurzenia:
„Powiedziałam już Panu: w Grójcu, chamie. W Grójcu. Tam jest miejsce dla Pana polskiej „kultury”.
Pan Mariusz Zarzycki postanowił kontynuować gościnne występy na Śląsku prezentując w pełnej krasie kulturę przekazaną w genach i wychowaniu przez tatusia i mamusię:
„Może ssać i w Grójcu. Brakuje tu takich jak ty”.
Za wiele. Prawda?
Korzystając z uprawnień gospodarza na Śląsku wydałam polecenie:
„Za Brynicę polski chamie. Raus do Polski”.
Zignorowane w iście polskim stylu:
„Zmień leki”.
Misja oczyszczenia Śląska z grójeckiego plugastwa zakończyła się porażką. Skonstatowałam więc tylko:
„Polactwo i ich kultura..”
Na co Mariusz Zarzycki chlusnął jakąś niedorzecznością:
„Odklep jak Najman bo to chyba rodzina”
Moja kolejna prośba o powrót do siebie:
„Czy Pan, Panie Polak, nie zechciałby wrócić do siebie?
Na grójecką listę, do chamów Panu podobnych?
Miast swój polski gnój po śląskiej liście roznosić?”.
została odrzucona.
Mariusz Zarzycki postanowił wyrzucić z siebie próbkę swej polskogrójeckiej wulgarności:
„Ale się ujebałas tego Grójec. Na pewno mniej tu gnoju niż u ciebie. Nie masz jeszcze dość trollu internetowy? Napisz sobie na czole wyzwałam chama z Grójca.”
Tego było zbyt wiele. To charakterystyczne dla Polaków z gminu zwracanie się do nieznanych osób per „ty” w połączeniu z wulgarnym słownictwem, prosiło się o szkolną reprymendę. Bez wielkiej jednak nadziei na osiągniecie jakiegokolwiek skutku:
„Proszę Pana. Nie jestem Pana grójecką koleżanką. Proszę nie zwracać się do mnie w ten, właściwy polskim chamom, sposób.
Proszę brać manele i do Polski. W grójeckie gnojowisko.
Raus!”
Przewidywania się potwierdziły. W głowie Zarzyckiego pojawił się i Hitler, i Zuckerberg udzielający mu szerokich pełnomocnictw do zrobienia ze mną porządku na facebooku. Plus znany już katalog wulgarności z rodzinnego zasobu grójeckich Zarzyckich:
„Oj Beti Beti. Już nie pamiętasz jak cię żule w grójeckim parku obracały? Pewnie od tamtej pory nie możesz znaleźć faceta. Skończ z tymi hitlerowskimi zwrotami albo wyjedziesz nie tylko z Polski ale z Facebooka.”
Tak się chłopina emocjonalnie i seksualnie rozedrgał, że nie czekając na ewentualny kolejny mój wpis, z jedną ręką pod kocem, palcem drugiej na klawiaturze, wyejakulował:
„Sprawdza się że baba bez bolca dostaje pierdolca”.
No cóż. Grójeckie jabłka nie dają Newtonów a upartych, niedorozwiniętych polskich chamów.
Z rezygnacją napisałam:
„A ten polski cham dalej tu…”
Cham miał ostatnie zdanie:
„A ta niemra dalej szuka bolca”.
Grójec…